niedziela, 27 grudnia 2015

Święta, święta i po świętach.. czyli to co lubię najbardziej :)

Nie macie pojęcia z jakim utęsknieniem czekałam aż ta cała szopka ze świętami się skończy. Huuura! Teraz pozostało jeszcze tylko przetrwać Sylwester, Nowy Rok, dwa dni odpocząć i siup do pracy zarabiać miliony, później pooddawać długi i dopiero wtedy będę mogła spać spokojnie. Długa droga przede mną, ale kiedyś pewien człowiek powiedział mi tak: "Kto da radę jak nie Ty?"
Tylko i włącznie ja muszę udźwignąć swoje życie, które zostało mi dane i sprawić żeby było najlepsze jakie mogę mieć. Nie jest to łatwa sztuka, bo mam tendencję do komplikowania i rujnowania swojego życia. Wierzę jednak, że jak wyjadę i zmienię otoczenie to coś się w końcu zmieni. Mój przyjaciel będzie bardzo szczęśliwy, że w końcu zbieram jakieś doświadczenia życiowe i jak przyjadę w odwiedziny to nie omieszka wypytać mnie o wszystko. Uwielbiam go za to, że nie boi się zadawać pytań i jest tak samo porąbany jak ja. 
Czytam tak to wszystko i dochodzę do wniosku, że nie wyzbyłam się skakania z jednego tematu na drugi. Trudno nadążyć, wiem, ale to cecha nabyta. 
Miałam w przerwie miedzy świętami założyć bloga ze swoimi wypocinami, ale mam pewne wątpliwości. Po pierwsze nie wiem, czy będę w stanie je dokończyć. Czytam rozdział za rozdziałem i wszystko bym zmieniła, więc na razie chyba to zostawię. Niech leży i czeka. Nie wiem ile to zajmie, ale chyba tyle, ile będzie to konieczne.

czwartek, 10 grudnia 2015

I hate this part of the year..

Święta zbliżają się wielkimi krokami, jeszcze dwa tygodnie i w wielu domach, przy jednym stole spotkają się rodziny by razem przeżywać ten jakże wyjątkowy czas. Święta powinny kojarzyć się z radością, szczęściem, śpiewaniem kolęd, rozpakowywaniem prezentów i barszczem z uszkami. Tak być powinno. Problem w tym, że od jedenastu lat nienawidzę tego wszystkiego. Tych oklepanych życzeń, wymuszonych uśmiechów i udawania jakie to wspaniałe uczucie móc zjeść kolacje z najbliższymi. Rzygam tym. Nie chcę tego. Cała magia związana z tymi świętami przestała istnieć w dniu, w którym dowiedziałam się, że mój dziadek nie żyje. Była to osoba, która scalała rodzinę jak nikt inny. Miało to wszystko sens. Teraz nic to dla mnie nie znaczy. Nie potrafię się cieszyć, że mogę na święta odwiedzić babcię, wujków i kuzynostwo. Wszystko wydaje mi się takie sztuczne, nierealne, obce. Siedząc przy stole i zajadając się tym wszystkim co zostało przygotowane, myślę tylko o tym, żeby jak najszybciej się to skończyło, bo chcę wrócić do domu i wpakować się do łóżka. Wkurza mnie strasznie ta presja, którą wywiera na mnie mama, siostry czy ciotki. Czy tak trudno zrozumieć, że dla mnie święta przestały mieć rację bytu? Nie mam nawet choinki i nie jest mi z ty źle. 
Znajomi dziwią się dlaczego mam takie podejście, przecież święta, jak również same przygotowania do nich to cudowna zabawa i czas spędzony z rodziną. Ktoś, kto stracił najważniejszą osobę w swoim życiu, wie, że to wszystko to jeden wielki bullshit.

niedziela, 22 listopada 2015

"It's inevitable everything that's good comes to an end.."

Ostatni dzień weekendu. Jutro pierwszy dzień w nowej pracy. Chociaż nie wiem czy składanie klocków Lego można nazwać pracą. Nie jest to praca mojego życia i coś co mnie interesuje, ale jakoś zimę trzeba przekoczować. 
Widzę, że za oknem już trochę śniegu spadło i nie za bardzo mi się to podoba, bo ja tak bardzo nie chcę zimy! Najchętniej zapadłabym w sen zimowy i przespała to zimno, święta i te inne badziewia. Opatuliłabym się kołdrą po samą szyję i nic innego by mnie nie obchodziło. To by była bajka, ale nie jest, bo nie jestem niedźwiedziem i jako człowiek muszę się zmierzyć z tym co nieuniknione. A dokładniej z jesienno-zimową chandrą, która ma na mnie bardzo fatalny wpływ.
Ważne by się całkiem nie załamać i przetrwać do wiosny.
Akurat.

piątek, 20 listopada 2015

" Sometimes the night gets dark before the dawn.."

Długo zastanawiałam się jak powinien wyglądać pierwszy post i najprostszym rozwiązaniem będzie po prostu jak się przedstawię i opowiem co nieco o sobie. Szczerze? Nie wiem ile ten blog będzie istniał. Czy to będą dni? Miesiące? Lata? Wszystko wyjdzie w praniu.
Na początek powiem, że nie nazywam się Cattleya. To oczywiste. Jeżeli choć trochę interesujecie się kwiatkami, to penie wiecie, że jest to pewien rodzaj storczyka, który obejmuje ponad pięćdziesiąt gatunków. Pewnie zastanawiacie się dlaczego o tym akurat mówię. Myślę, że z czasem zauważycie.
Kim jestem? Proste pytanie, na które niektórzy nawet przez całe życie nie znajdują odpowiedzi.
Ze mną jest tak, że zależnie od tego jaki mam nastrój, co mnie spotyka w życiu, ta odpowiedź się zmienia. Trudno byłoby zliczyć ile razy już tak było. Mam dwadzieścia trzy lata i jak na tak młody wiek wydaje mi się, że życie zbyt dużo doświadczeń zrzuciło na moje wątłe barki.
Moją ucieczką, bezpiecznym schronieniem są książki. Na jakiś czas pomagają odciąć się od tego co mnie otacza, od myśli, które jak wierni fani towarzyszą mi na każdym kroku.
Jest jeszcze oczywiście muzyka, ta zaś pomaga w oczyszczaniu duszy, wylaniu z siebie litrów łez.
Aż dziwne, że człowiek jest zdolny do czegoś takiego.
Potencjalnych czytelników pragnę poinformować, że raczej nie będzie to radosny i kolorowy blog. Od czasu do czasu może wstawię książkę, która w jakiś sposób mnie poruszyła czy sprawiła, że moje życie zmieniło się podczas jej czytania. Jednak nie będzie to blog o książkach, raczej coś w stylu mess in my head.

Trzymajcie się ciepło i do następnego.
C.